Czerwone Wierchy to ciąg szczytów w głównej grani Tatr: Ciemniak (2096 m n.p.m.), Krzesanica (2122 m n.p.m.), Małołączniak (2096 m n.p.m.), Kopa Kondracka (2005 m n.p.m.), wzdłuż których biegnie granica polsko-słowacka. Nazwa wynika z czerwonego koloru jaki jesienią przybierają rośliny (sit kucina) porastające zbocza.
Na trasę ruszyliśmy z Kir, Doliną Kościeliską, zielonym szlakiem.
Zakupiliśmy bilety do Tatrzańskiego Parku Narodowego…
… i ruszyliśmy dalej.
Minęliśmy stado owiec, którym górale właśnie zakładali dzwonki przed wymarszem.
Dalej z zielonego szlaku skręciliśmy na czerwony, który prowadzi już przez całe Czerwone Wierchy.
Przy polanie Zahradziska szlak skręca w prawo i prowadzi przez mostek.
Dalej szlak z płaskiego zaczyna piąć się równomiernie w górę. Od Chudej Przełączki dzieliło nas 970 m przewyższenia.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy charakterystycznej skale, o nazwie Piec, na zdjęcia.
Nasz dzisiejszy szlak prowadzi wokół Giewontu, tak że będziemy go oglądać z każdej strony.
Rycerz od strony 'głowy’ jest dosyć dziwny i trudno go rozpoznać 😉 Jednak krzyż na czubku nie pozostawiał wątpliwości.
Pniemy się dalej w górę po umocnionych drewnianymi belkami schodach.
Im bliżej szczytu, tym większa pewność, że będzie mgliście.
Z Chudej Przełączki do Ciemniaka według znaku 50 minut.
Nam poszło sprawniej. Pogoda z każdym metrem w górę bardziej się psuła.
Mijaliśmy się z turystami (w tym rodziny z małymi dziećmi), którzy zawracali z grani z powodu kiepskiej pogody. Później zobaczymy, że rodziny te podjęły zdecydowanie dobrą decyzję. To nie była pogoda na chodzenie po Czerwonych Wierchach z dziećmi.
Na Ciemniaku zimno, wiatr i mgła.
Mijamy charakterystyczne kupki kamieni na Krzesanicy.
Później mgła gęstniała chwilami ekstremalnie.
Wiatr w porywach mógł osiągać 130 km/h.
Momentami trzeba było przykucać, (czy chwycić się situ skuciny 😉 )by dać odpór wiatrowi.
Wiatr przetaczając chmury przez grań huczał jak wodospad.
Na szczęście w dolince za Małołączniakiem znajdowała się „oaza ciszy” osłonięta od szalejącego wichru. Tam zatrzymaliśmy się na chwilę by odpocząć, napić się czegoś ciepłego i ogrzać zmarznięte dłonie.
Z mgły wyłonił się nam również Giewont.
Po odpoczynku ruszyliśmy dalej w stronę Kopy Kondrackiej.
Z Kopy Kondrackiej w dół w stronę Giewontu.
Dalej przez Kondracką Przełęcz i w dół Doliną Małego Szerokiego.
W oddali odsłoniły się Tatry Wysokie.
W Schronisku Na Hali Kondratowej odpoczynek i tradycyjne zdjęcie z banerem. Na dachu schroniska widać było ślady ostatniego pożaru (inny kolor łaty wymienionego fragmentu gontu na dachu).
Ze schroniska już prosta droga w dół do Zakopanego. Bus zabrał nas do domy ze stacji benzynowej przy Rondzie Jana Pawła II. Trasę, mimo trudnych warunków pogodowych, udało się zrealizować w całości w bardzo dobrym czasie, poniżej czasu przewodnikowego.
Na koniec jeszcze krótka historia awarii butów. Na trasie jednej z uczestniczek naszej wycieczki buty niespodziewanie postanowiły się rozpaść.
W internecie krążą historie o naprawianiu butów „trytytkami”, które często kończą się pękaniem plastikowych opasek. Niestety plastik prędzej czy później musi polec w kontakcie z tatrzańskim twardym granitem.
My zastosowaliśmy inną metodę, która okazała się efektywna.
But zaraz po naprawie:
But na mecie:
Efekt: taśma izolacyjna popękała i przestała trzymać, ale linka w pełni spełniła swoje zadanie.
Wniosek: warto mieć ze sobą kawałek mocnej linki.
Mapka trasy (trzy alternatywy)
Galeria
Fot.: Sebastian Łasaj
Opracowanie tekstu: Sebastian Łasaj
No comments yet.